Kamil Pierwszy Wielki


 żródło: skijumping.pl

Wczoraj obchodziliśmy święto Trzech Króli. Jednak dla kibiców skoków narciarskich król był tylko jeden. O kim mowa? 
Kamil Stoch, czyli zwycięzca 66. edycji najbardziej znanego, prestiżowego i cenionego zarówno przez kibiców jak i uczestników Turnieju Czterech Skoczni.

Przed rozpoczęciem zmagań w turnieju wiele osób typowało zwycięzcę. Większość stawiała na Richarda Freitaga i ci chyba najbardziej się przeliczyli. Mało kto wymieniał Kamila jako faworyta. Ja sama patrzyłam na jego zwycięstwo z dozą powątpiewania. W końcu zaraz po świętach Stoch zepsuł swój skok na Mistrzostwach Polski i pożegnał się z tym tytułem. 
Dlatego też sporym (o ile nie OGROMNYM) zaskoczeniem było, kiedy nasz Orzełek z Zębu zaatakował podium w Oberstdorfie z 4. miejsca. No i mu się udało. Skokami na odległości 126 m i 137 m wygrał konkurs. Tym samym zepchnął plasującego się na najwyższym miejscu po pierwszej serii Stefana Krafta ależ mi smutno. Na trzecim miejscu wylądował Dawid Kubacki a na piątym Stefan Hula.  
A Stoch oczywiście, zamiast cieszyć się ze swojej wiktorii, pierwsze co powiedział w wywiadzie to: ,,Co mnie najbardziej cieszy? To, że Dawid był trzeci, a Stefan piąty. Szał". 
Rzeczywiście, szał ciał ale najlepsze dopiero przed nami.

W Ga-Pa (Garmisch-Partenkirchen dla niewtajemniczonych) Stoch był po pierwszej serii na 1. miejscu.
W drugiej jednak swoje trzy grosze wtrącił nie kto inny jak ...wiatr. Przed próbą Kamila i Tilena Bartola zaczął bardzo przeszkadzać i obaj zawodnicy musieli czekać ponad 10 minut. 
W tym czasie swojej radości nie krył Freitag, których chyba liczył, że Stoch nie podoła swojemu zadaniu. Cieszył więc do kamery swoją mordkę, a zawodnicy (i kibice) czekali z niepokojem na dwa ostatnie skoki.
W końcu puścili Bartola - skoczył całkiem nieźle. A później Kamil, który nie pozostawił nikomu a szczególnie wąsatemu koledze żadnych wątpliwości. 139,5 metra - najdłuższy skok konkursu. 

Przed zawodami w Innsbrucku Niemcy prawdopodobnie zaczęli się już troszkę obawiać, no bo ich plan był zupełnie inny. To Stoch miał być tym drugim albo jeszcze kolejnym, a zwycięzcą Rysiek. 
Tym razem stało się jednak znowu inaczej - po pierwszej serii prowadził Stoch a Pan Piątek zajmował 30. miejsce. Obaj skoczyli po 130 metrów. Ten drugi jednak jak widać i czuć za bardzo chciał. Popełnił błąd przy lądowaniu, zakrawędziowały mu narty czego konsekwencją była oczywiście wywrotka. Richard leżał wkurzony na zeskoku, podczas gdy my powoli zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nie będzie się on dalej liczyć w TCS.
W drugiej serii Stoch przypieczętował zwycięstwo skokiem na odległość 128,5 metra. Podium dopełnili Daniel-Andre Tande i Andreas Wellinger. Freitag ostatecznie zrezygnował ze swojej ostatniej próby na Bergisel. 

W Bischofshofen wszyscy już dzielili skórę na niedźwiedziu a właściwie to na złotym orzełku. Kamil chyba wyłączył się całkowicie, bo wydawało się jakby te wszystkie spekulacje wcale go nie dotyczyły. Ze stoickim spokojem podszedł do obu prób. W pierwszej skoczył 132,5 metra, a w drugiej 137 metrów.
Na podium stanęli jeszcze Anders Fannemel i Andi Wellinger.
Cóż można powiedzieć w sytuacji, kiedy (do wczoraj!!!) jedyny zwycięzca wszystkich czterech konkursów TCS - Sven Hannawald podchodzi do Stocha i mu gratuluje? ,,Ja zuch, ty zuch, jest nas zuchów dwóch. Witaj w prestiżowym klubie". 
KAMIL STOCH obronił swój tytuł z zeszłego roku, a jego kolekcja powiększyła się o kolejnego złotego orła. Drugie miejsce w końcowej klasyfikacji turnieju zajął Andreas Wellinger, który na dowód szacunku, podziwu i kto mu tam jeszcze wie czego zdjął przed pogratulowaniem Stochowi czapkę. Trzecie miejsce należy zaś do naszego kochanego mikruska - Andersa Fannemela (tak przy okazji, mały apel do komentatorów TVP: to jest ANDERS nie ANDREAS. Taka subtelna różnica). 
Łezka kręciła się w oku, kiedy KAMIL STOCH wchodził na najwyższy stopień podium Turnieju Czterech Skoczni. 
Jak zwykle - podołał. Jak zwykle - nie zawiódł oczekiwań, a nawet je przewyższył. Wielki szlem, wielki Mistrz i wielka historia, która tworzy się na naszych oczach. Ludzie, nawet Stefan Horngacher nauczył się słów polskiego hymnu i go śpiewał! To o czymś świadczy. 

Jako Polacy, kibice, fani powinniśmy być naprawdę dumni z naszego Orła. To, co zrobił jest po prostu NIEBYWAŁE
Byliśmy świadkami historycznego wydarzenia, o którym, jestem pewna, ludzie będą pamiętać jeszcze przez wiele lat. I słusznie. 
Kamil Stoch zrównał się ze Svenem Hannawaldem. 
Kamil Stoch wygrał 66. Turniej Czterech Skoczni.
Kamil Stoch przeszedł do historii.
Historii, która powstała i nadal powstaje na naszych oczach. 

DZIĘKUJEMY 💗💖💗 (chociaż wiem, że nawet to słowo nie jest w stanie wyrazić tego, co czuje teraz każdy wierny kibic skoków narciarskich)

Pozdrawiam, ściskam i całuję, dreamer 😘

Komentarze

Obserwatorzy