Jak to się zaczęło: gitara
Hej! 😊
Ostatnio obiecałam Wam wpis w trochę innych klimatach niż książki, a więc oto jest 😜.
Już dawno miałam na niego pomysł i cieszę się, że dziś będę mogła go zrealizować.
Pewnie niektórzy zastanawiają się od czego tak właściwie należy zacząć naukę gry na gitarze. Moim zdaniem odpowiedź jest bardzo prosta - od chęci. Bo jeśli będziemy mieć w sobie motywację i trochę samozaparcia to niestraszne będą nam trudne początki. W przeciwnym razie, przy pierwszych gorszych chwilach się poddamy. A nie ukrywajmy, że tych właśnie momentów jest najwięcej.
Skąd pomysł gry na gitarze?
Myślę, że moja przygoda z tym instrumentem zaczęła się dosyć oryginalnie. Nie zostałam bowiem zmuszona przez rodziców, siostry czy otoczenie. Pamiętam jak pewnej soboty obudziłam się wcześniej niż zwykle. Miałam więc trochę czasu żeby pomyśleć. I to właśnie wtedy narodziło się we mnie, z początku małe, pragnienie gry na gitarze. Wiedziałam, że mam możliwość, bo jeden z naszych sąsiadów, z którym dobrze się znamy już długo gra. Sam kiedyś obiecywał śmiejąc się, że nauczy grać moją siostrę. U niej jednak skończyło się na bardzo słomianym zapale. Myślała nad kupnem gitary, najlepiej jakiejś porządnej, ale na lekcje zawsze było jej nie po drodze i do tej pory się na nie nie załapała. Trochę z powodu braku czasu, a trochę wydaje mi się, że chęci.
I właśnie tutaj otworzyła się dla mnie furtka. Pogadałam z mamą, spotkałam się z sąsiadem i umówiliśmy się na pierwszą lekcję.
Pierwsze koty za płoty
Przed pierwszą lekcją byłam zdenerwowana nie na żarty. Z resztą miałam ku temu powody - nigdy nie trzymałam w rękach gitary i właśnie wtedy miał być mój pierwszy raz.
Sąsiad zaoferował się wcześniej, że ma w domu jeden instrument, swój pierwszy, którego już nie używa i powiedział, że z chęcią mi pożyczy. To tak na wypadek gdyby jednak mi nie szło albo bym się rozmyśliła. No i się zaczęło. Na pierwszej lekcji dostałam w ręce gitarę... Kompletnie nie wiedziałam co z nią zrobić. Bałam się jej trzymać, nie wiedziałam jak... to było dla mnie dość krępujące. Sama zastanawiam się teraz dlaczego aż tak.
No i co teraz?
Na pierwszych zajęciach ćwiczyłam już układanie palców do chwytów. Banalnie prostych, a wtedy tak bardzo trudnych. Strasznie, okropnie, potwornie się na siebie wkurzałam, bo szło mi jak krew z nosa. Załapanie A, e i D zajęło mi trochę czasu. Nauczyciel się śmiał, że nerwy są niepotrzebne, ale wcale mi to nie pomagało. Może dlatego, że jestem z reguły niecierpliwcem - często zapominam, że nie od razu Kraków zbudowano...
Kiedy już ogarnęłam te trzy akordy, zaczęłam grać proste piosenki. Przyznam szczerze, że najłatwiej idzie nauka na tych ,,kościelnych" i disco polo 😂.
Nadal jednak zmieniałam funkcje z przerwami, co naprawdę mnie wkurzało. Wtedy zawsze nauczyciel przerywał i tłumaczył mi, że jeśli będą dużo ćwiczyć i chcieć to za kilka miesięcy nie będę musiała patrzeć na gryf i że będzie to dla mnie łatwizna. Wyśmiałam go w duchu. Pomyślałam, że chyba upadł na głowę. Ale z drugiej strony, znał się na rzeczy. Chyba przestałam się nad tym zastanawiać. Po prostu ćwiczyłam.
Co potem?
Z moim nauczycielem spotykałam się raz w tygodniu na jakąś godzinę/pół. Codziennie, bez wymówek, dosłownie każdego dnia siadałam i ćwiczyłam. Dużo się denerwowałam, płakałam, wkurzałam się, ale nie dawałam za wygraną. Bo bardzo, ale to bardzo mi na tym zależało. Chciałam spełnić swoje marzenie i pokazać samej sobie, że dam radę.
Grałam kolejne piosenki, uczyłam się nowych akordów i bić. Zbliżały się święta, więc przerzuciliśmy się na kolędy. Miałam takie ciche marzenie, że uda mi się coś pobrzdąkać w czasie świąt. Starałam się jednak być realistką, nie liczyłam na cuda. W końcu pod koniec grudnia mijały zaledwie dwa miesiące odkąd zaczęłam. Odkąd zaczęłam od zera.
Nadeszło upragnione Boże Narodzenie. Zagrałam kilka kolęd razem ze śpiewem całej rodzinki. Nie było idealnie, nadal się myliłam a gra nie była do końca płynna. Do tego miałam problemy z szybkim łapaniem h i F, które były potrzebne. Ale się nie przejmowałam, zrobiłam swoje.
Ciąg dalszy nastąpił
Stopniowo, nierzadko małymi kroczkami, szłam do przodu. Nie wiem dokładnie kiedy, bo przyszło to dość naturalnie, ale zaczęłam wreszcie grać płynnie. Tak jak zawsze chciałam i marzyłam.
Było już mnie stać na zagranie piosenek, które lecą w radiu, nauczyłam się też podstaw szarpanego sposobu.
W kwietniu, czyli jakieś pół roku od rozpoczęcia mojej przygody, kupiłam swoją własną i upragnioną GITARĘ. Nie była to łatwa decyzja, bo wybór na rynku jest naprawdę ogromy. Sporo instrumentów przepatrzyłam, chciałam znaleźć swój ideał, czyli coś brzmiącego niesamowicie, ale jednocześnie ładnego wizualnie. Mogłam liczyć na pomoc mojego nauczyciela i to głównie dzięki jego wsparciu i doświadczeniu znalazłam Yamahę FG800M. MÓJ IDEAŁ. Kosztowała około 800zł, czyli jak na taki sprzęt naprawdę przyzwoicie. Brzmi czysto, pięknie i wygląda niesamowicie. Za trzy miesiące minie już rok od jej kupna 💗.
Morał mojej życiowej bajki
Gram już ponad rok, dokładnie rok i trzy miesiące. Uwierzcie mi na słowo, że NIGDY, w najśmielszych snach nie wyobrażałam sobie, że dojdę do tego momentu. Do momentu, kiedy siadam wieczorem i mogę sobie po prostu pograć dla przyjemności, pośpiewać to, co lubię. Mój repertuar cały czas się rozszerza, a ja cały czas się uczę, bo jest jeszcze sporo rzezy, które chciałabym umieć (choćby tabulatury, z którymi kompletnie póki co się nie dogaduję).
Moje lekcje zakończyłam w tamtym roku w czerwcu. Teraz jestem dla siebie sama nauczycielem. Sporo dają mi też filmiki na YouTube.
W te święta zdałam sobie sprawę jak dużo się nauczyłam. Zobaczyłam ile daje czas i sumienna praca. Praca okupiona bólem palców, niemożnością pomalowania paznokci, płaczem i złością. Ale wiem, że było warto. Dziś po stokroć wolę mieć krótkie paznokcie i wyrzec się lakieru niż nie grać na gitarze przez kilka dni. Wiadomo, były też momenty, kiedy szczerze miałam dość, a moja gitara leżała nieruszona przez tydzień, dwa. Wtedy po prostu trzeba być cierpliwym i dać sobie czas. A chęci same wrócą.
Mam nadzieję, że moją historią początków z gitarą natchnę chociaż jedna duszyczkę, która szuka motywacji albo zastanawia się czy nie zacząć 😉.
W razie jakichkolwiek pytań, odpowiedzi - służę pomocą. Zarówno tutaj jak i przez maila.
Czekam na Wasze komentarze i opinie. Czekam cały czas! 💗😉
Całuski, dreamer 😘
Ja pierwszy raz odwiedziłam sklep muzyczny w wieku 10 lat i już wtedy wiedziałam, że chcę nauczyć się grać na gitarze. W moim przypadku początki również były trudne ale z czasem różnice w stylu gry były zauważalne z każdą kolejną lekcją.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem bardzo fajnie opisany problem. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńFaktycznie często gra na gitarze zaczyna się również przypadkiem i przechodzi w dłuższe zaangażowanie. Moim zdaniem na pewno warto jest przeczytać wpis https://www.eostroleka.pl/dobra-gitara-klasyczna---cena-nie-jest-gwarantem-jakosci,art83104.html gdzie ciekawie opisano gitarę klasyczną.
OdpowiedzUsuńŚwietna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńŚwietna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o mnie to ja jestem wielkim zwolennikiem gry na gitarze i muszę przyznać, że gram już trochę czasu. Jakiś czas temu również czytałem fajny wpis o gitarach klasycznych na stronie https://joemonster.org/art/12598 i jak najbardziej warto się tym zainteresować.
OdpowiedzUsuń